FAW nie tylko pomaga finansowo dzieciom ale przede wszystkim wspiera rodziny pisząc o nich, publikując raporty i reportaże. Przed Państwem fragment reportażu o kobietach Maroka , który jest zawarty w dużym reportażu dotyczącym kobiet żyjących wokół Basenu Śródziemnego. Raport jest nazwany ” Po drugiej stronie morza”.

będziemy na platformie FAW bublikować fragmenty.

  • „Każdego dnia kobiety marokańskie  z 50 kilogramowymi workami wypełnionych towarami i przyklejonymi  do pleców zaczynają przekraczać granicę hiszpańską. Powoli przesuwają się w jednym szpalerze wzdłuż płotu granicznego. Zgarbione okutane chustami często ich broda dotyka kolan. Dlatego nazywa się je mułami albo żółwiami. Podróżują tak do Hiszpanii i z Hiszpanii przenosząc towar.

Spotkałam je w Tangerze mieście portowym gdzie część swoich towarów rozkładają na ulicach. Łatwo je poznać na ulicach miast portowych gdyż są w słomkowych kapeluszach charakterystycznych dla Maroka oraz z wielkimi tobołami na plecach.

Każdego dnia około 20 tysięcy kobiet  przekracza granicę Melilli. Niektóre robią to, żeby zaopatrzyć się w podstawowe artykuły pierwszej potrzeby. Większość jednak przemyca wszelkiego rodzaju produkty zebrane w magazynach wokół iberyjskiego lotniska. Aby ułatwić ten handel, zostały podpisane umowy przez rządy Madrytu i Rabatu w latach siedemdziesiątych, które pozwalają na przemieszczanie się w hiszpańskiej enklawie dla mieszkańców Nador, stolicy regionu Rif (północne Maroko), oddalonego zaledwie o dziesięć kilometrów. Od tego czasu, mimo że ustawodawstwo imigracyjne stało się coraz bardziej restrykcyjne, dzienne przepustki są nadal autoryzowane bez potrzeby posiadania wizy lub stempla w paszporcie.

Większość kobiet  – żółwi pracuje dla potężnych grup przemytniczych. Za jeden obrót przez granicę z towarem z Hiszpanii do Maroka otrzymuje około 5 euro.

Jedna kobieta , która jest małym trybikiem w ogromnej maszynie przemytniczej  co roku przenosi na plecach z Melilli na Nador  ilość towarów równą, według nieoficjalnych szacunków, około 700 milionów euro. Przez Barrio Chino wszystko jest transportowane, od ubrań po koce, od artykułów gospodarstwa domowego po części zamienne do samochodów, od telewizorów po alkohole. Ruch odbywa się w pełnym świetle słońca, bez żadnej tajności. Nikt nie kontroluje w urzędach celnych. Dzienna liczba przejazdów przemytników  waha się od pięciu tysięcy do dziesięciu tysięcy (w zależności od ilości towarów, które od czasu do czasu przybywają z półwyspu). Celnicy w Nadora, chcący przymknąć oko na przemyt, żądają od każdego przewoźnika „podatek przejściowy”, który waha się od 5 do 10 drahm w zależności od ilości i zawartości przewożonego na plecach  ładunku. Kobiety często mówią o wymuszanym haraczu” Musimy najpierw zapłacić, aby wejść do Melilli, a następnie, po załadowaniu towarów, wrócić do Maroka.” Zmiażdżone pod ciężarem towarów i osłabione upałem w lecie przemieszczają się niby mrówki. Powoli posuwają się  wzdłuż ogrodzenia granicznego bez możliwości odpoczynku ani skorzystania z sanitariatów.  Produkty które dźwigają są regularnie kupowane przez kupców Melilli następnie docierają do portu i są natychmiast zamykane w magazynach oraz szykowane do dalszego transportu. Później  są odsprzedawane handlarzom marokańskim, którzy skorumpowali celników oraz pośredników, tragarzy do transportu paczek po drugiej stronie granicy.

Z przeniesionego towaru na plecach kobiet- żółwi  żyje cała rodzina pomimo ,że one są tylko trybami w wielkim przemycie. Ale to one utrzymują swoją ciężką pracą dzieci. A skąd pochodzą ? przeważnie z północnej części Maroka , głównie z gór Atlasu. „