Dzieci z Al Minya , które spotkaliśmy są w większości dziećmi z rodzin chrześcijańskich. Aby się z nimi spotkać byliśmy w mieście w parafiach katolickich i prawosławnych.Odwiedziliśmy ich również w okolicznych wioskach. Jak mieszkają? bardzo skromnie często na granicy ubóstwa ale są bardzo pogodnymi dziećmi i bardzo otwarte na spotkanie z obcymi. Każdemu musieliśmy tłumaczyć skąd przybywam ale kończyło się na stwierdzeniu ,że to kraj skąd pochodził Papież Jan Paweł II.
To wyjaśnienie bardziej przemawiało niż nazwa państwa kojarzona często z miastem w północnych Włoszech- Bolonią. Spotkaliśmy się z rodzinami , których członkowie przeważnie ojcowie, zostali zabici w drodze do monastyru Św. Samuela. Jechali w piątek po pracy w celu odprawienia liturgii w większym gronie. Nie wszyscy planowali swój udział ale za namową bliskich wyruszyli drogą przez pustynię 30 km od miasta Minya. Tam za niskich pagórków zostali zaatakowani przez grupę kilkunastu mężczyzn. Nie mieli szans ukryć się przed strzałami z karabinów. Prawie wszyscy zginęli 28 osób.Zostali zabici w samochodach i w autobusie pełnym pielgrzymów. Jedna osoba ranna , która przeżyła widziała twarze zabójców również słyszała ich język między innymi dialekt libijski. Niestety policja ani rząd nie będą poszukiwać sprawców ze względu na sytuację polityczną wobec chrześcijan jak również trudności geograficzne.Granica miedzy Libią a Egiptem praktycznie nie istnieje, obszary pustynne są niemożliwe do kontrolowania to samo dzieje się na półwyspie Synaj całkowicie opanowanym przez terrorystów z PI oraz z Hamasu wydostających się z Gazy korytarzami podziemnymi.Smutne były nasze spotkania z rodzinami męczenników tak tu nazwanymi przez egipski kościół, gdyż przybyłam w ostatnim dniu trwania 40 dniowej żałoby. Świeże rany nie zagojone , w domu żałoba , dzieci i wdowy w rozpaczy. Stracili najbliższych, świat się zawalił. Wcześniej wspólnie z miejscowymi księżmi ustaliłam rodziny, którym nasza pomoc finansowa najbardziej będzie potrzebna. Były to młody człowiek na pierwszym roku inżynierii, który nie miał pieniędzy na kontynuację nauki.Było 4 chłopców w wielu od 19 do 4 lat. Była to rodzina z małym dzieckiem. Najważniejsze dla nich to ,że byłam i złożyłam kondolencje, że mogłam posiedzieć z nimi w milczeniu.
mam tylko nadzieję,że w październiku jadąc na dalekie południe Egiptu z misją pomocy medycznej ponownie ich odwiedzę.