Nie ma pokoju pod oliwkami
Od kilkunastu lat kiedy jadę na Bliski Wschód a szczególnie do Izraela i Palestyny słyszę w domu słowa „ nie ma pokoju pod oliwkami” i dopiero teraz dokładnie przyjrzałam się temu zdaniu gdyż jest to tytuł słynnego włoskiego filmu z lat 50-tych , którego reżyserem był Giuseppe de Santis. Film opowiada niemalże grecką tragedię przeniesioną do wioski w Abruzji gdzie zło walczy z dobrem. Sąsiad wykorzystując wojenny chaos okrada sąsiada, przywłaszczając sobie jego stado owiec aby w ten sposób stać się bogatym pasterzem. Niestety prawowity właściciel próbując odebrać mu owce zostaje skazany na więzienie gdyż przeciwko niemu mówili fałszywi świadkowie. Ten obraz starego czarno białego filmu nakłada się jak klisza na współczesny Zachodni Brzeg i jego wydarzenia. Mogę poszczególne kadry nakładać równolegle na obrazy z Samarii i Judei. Drzewa oliwne zawsze były symbolem pokoju i pojednania niestety nic bardziej mylnego. Pod drzewami sąsiedzi nie mogą dojść do porozumienia ażeby gałązki oliwne nie przeszkadzały w wojnie , którą prowadzą , palą całe sady, wycinają zdrowe drzewa. Moją ostatnią podróż do Samarii i Judei odbyłam w czerwcu. Chciałam z bliska zobaczyć i poznać ludzi tam mieszkających. Miasto Nablus biblijne Sychem zamieszkałe przez Samarytan a następnie w 636 roku podbite przez Arabów, którzy uczynili z niego „mały Damaszek” robi wrażenie. Miasto od 1949 roku należało do królestwa Jordanii a następnie od 1967 znalazło się na terytorium Zachodniego Brzegu. Niestety smutne były dalsze losy miasta nazywanego kiedyś małym Damaszkiem z racji rozwoju na wzór syryjskiej stolicy. Miasto Nablus w kwietniu 2002 roku, wraz z innymi miastami Zachodniego Brzegu, stało się celem izraelskiego ataku, który zniszczył stare miasto burząc wiele zabytkowych budynków. W części odbudowany dziś tętni życiem mimo, że wciąż cierpi na brak turystów. Mieszkańcy są bardzo gościnni i zawsze otwarci na zwiedzających mimo że słyną z nacjonalizmu i konserwatyzmu. I oczywiście nigdzie nie ma tak pysznej knafeh nawet w Bejrucie czy w Ammanie jak w Nablus. Szkoda że zagraniczni pielgrzymi w pośpiechu zwiedzają biblijne miejsca jak Góra Garizim oraz studnia Jakubowa aby napić się wody i „zaliczyć” punkt programu. Gdyż stare miasto Nablus i część nowoczesna jest również interesująca. Nie można być w Nablus i nie odwiedzić mieszkańców obozu Balata. Jak każdy obóz ,który odwiedziłam na Bliskim Wschodzie sprawia przygnębiające wrażenie. Nie ma obozu, który niósłby powiew optymizmu bez względu na to kto nim zarządza i jak długo trwa jest tylko obozem dla uchodźców ,kawałkiem nędzy na ziemi.
W obozie Balata większość mieszkańców pochodzi ze starej Jaffy podobnie jak mieszkańcy w Ramallah ,którzy mówią o sobie tak: pochodzę z Jaffy, ale urodziłem się tutaj . Młode pokolenie , które urodziło się w obozie patrzy na świat realnie nie licząc na zmiany i dlatego jest łatwą zdobyczą dla organizacji terrorystycznych, handlarzy narkotykami i bronią. W tym „smutnym miejscu na ziemi” w Nablus czy w Jenin można jednak spotkać ludzi, którzy próbują zmienić bieg historii.
Podczas moich spotkań z aktywistami , wolontariuszami oraz organizatorami warsztatów dla dzieci, miałam możliwość przyjrzeć się z bliska sytuacji na terenie Samarii i Judei czyli na Zachodnim Brzegu. Spotkałam ludzi budujących mosty a nie mury. Są niezłomni i nie poddają się przeciwnością. Organizują warsztaty artystyczne czego przykładem jest „ teatr wolności”(powstał po ofensywie w Jenin w 2002 roku), który również pełni rolę centrum Kultur w obozie dla uchodźców w Jenin. Młodzi ludzie pod okiem profesjonalistów realizują profesjonalne produkcje teatralne, oferują szkolenia w zakresie aktorstwa, pedagogiki i fotografii oraz publikują książki, wystawy i krótkie filmy.
Nauczyciele i trenerzy w wolnym swoim czasie organizują i zakładają kółka sportowe , profesjonalne kluby a wszystko po to aby nie pozwolić dzieciom wplątać się w sprawy polityki. Pisarze palestyńscy i izraelscy starają się znaleźć wspólny mianownik w tworzeniu dobrych relacji sąsiedzkich. Nie jest prawdą ,że nie ma rozwiązania i nadziei. Nawet gdyby zostało na Zachodnim Brzegu tylko jedno drzewo oliwne to będzie można pod nim usiąść i rozmawiać no bo o to przecież chodzi o spotkanie z drugim człowiekiem.