Nasza wyprawa do Algierii śladami uchodźców z Sahelu przebiegała z Algieru przez Oran do Ain Sefra małego miasteczka położonego na zaczynającej się Saharze. Z Ain Sefra do Algieru jest około 570 km ale to już inny świat bardziej przypominający Sahel może dlatego,że miasto okalają wydmy Sahary i góry za którymi zaczyna się prawdziwa pustynia. Miasto liczy jedynie 50 tyś mieszkańców. Mimo że jest na obrzeżach Sahary to patrząc na mapę Algierii dopiero wszystko przed nami.
Prawdziwa dzika pustynia dopiero się zaczyna. W mieście jest szpital , który do niedawna nie posiadał specjalistów szczególnie z dziedziny położnictwa i neonatologii . Dlatego była duża umieralność kobiet w ciąży przy porodzie oraz noworodków. Z braku inkubatorów wiele dzieci urodziło się z wadami serca, oczu jak również często występowało porażenie mózgowe. Ostatnio sytuacja się poprawiła zaproszono specjalistów z Kuby aby wyszkolić personel jak również pomóc w leczeniu miejscowych dzieci i uchodźców za Sahelu. My dotarliśmy do sióstr Franciszkanek u których się zatrzymaliśmy aby zobaczyć jak one postanowiły pomóc dzieciom z porażeniem mózgowym. Siostry widząc sytuację dzieci ,które miały do wyboru przejazd 400 km do Oranu na rehabilitację lub w miejscowym szpitalu podstawy rehabilitacji ,postanowiły w swoim domu założyć profesjonalne miejsce do rehabilitacji. Przeszły szkolenie we Francji i zdobytą wiedzę przekuły na ciężką pracę w stawianiu dzieci dosłownie na nogi. Byliśmy świadkami jak ciężka i trudna jest praca w rehabilitacji różnych schorzeń. Większość dzieci chodzi do szkoły ale muszą być na wózku co w tamtych okolicznościach jest nie wygodne. Szkoły nie są przystosowane dla dzieci niepełnosprawnych a tym bardziej miasteczko. Siostry wszystkie przyrządy do pracy otrzymały w darze lub wykonują same co jest wielkim wyczynem gdyż formowanie butów ortopedycznych ze specjalnej masy wymaga wiedzy i siły.Zaopatrzyły się w specjalistyczne maszyny i wykonują buty oraz inne potrzebne przedmioty pomagające ćwiczyć. Zapytaliśmy się sióstr co jest potrzebne dla dzieci najbardziej a my możemy pomóc w zakupie. Otrzymaliśmy listę produktów do rehabilitacji na kwotę 600 euro. I taką sumę przelaliśmy na konto sióstr Franciszkanek. Dzieciom dodatkowo przesyłamy kilka paczek z zabawkami oraz z plasteliną , która pomoże ćwiczyć sprawność rączek. Zabawki są ze zbiórki „przytulanek” , która odbyła się w Muzeum dla dzieci w Warszawie. To jest dar polskich dzieci dla dzieci ,którym życie napisało inny scenariusz i posiadanie przytulanki to nieosiągalne marzenie.Cała zbiórka ogromnej ilości pluszaków zostanie podzielona dla dzieci z kilku krajów gdzie FAW niesie pomoc.
FAW posiadała jeszcze 430 $ które zawieźliśmy do Algierii : 130 $ przekazaliśmy siostrom w Ain Sefra na potrzeby nagłe dla uchodźców jak zakup jedzenia lub leków./ 300$ przekazaliśmy Braciom Kapucynom w Tiaret, którzy zajmują się chrześcijanami emigrantami za Sahelu, którzy nie zawsze mają pieniądze na dożywienie się co zamienia się u wielu w anemię.Brat Mariusz Matejko Kapucyn z Krakowa przebywa od 3 lat w Algierii czyniąc posługę ewangeliczną wśród młodych emigrantów, z Konga, Burundi, Kamerunu, Rwandy, Burkini Faso.Większość przybyszy to studenci, którzy uzyskali stypendia w Algierii. Niestety minimalne przeznaczone dla Czarnego Lądu. Dlatego bracia starają się pomóc szczególnie w nagłych przypadkach.
My chcielibyśmy jeszcze trochę pomóc siostrom w Ain Sefra gdyż one tam na krańcach pustyni mają kontakt z różnymi przypadkami nie tylko z dziećmi chorymi ale i z beznadziejnymi przypadkami uchodźców na szlaku przemytniczym do Europy. Opowiadały nam o licznych przypadkach kiedy mężczyzna zostaje bez skazania, wyroku oraz bez adwokata zatrzymany a jego rodzina żona i dzieci zostają bez środków do życia. Tym bardziej nie mogą wrócić do swoich krajów nie mając pieniędzy. Siostry wtedy kupują jedzenie i leki dla dzieci oraz odwiedzają więźniów.
Nasza wizyta w Algierii będzie miała ciąg dalszy aby nieść pomoc dzieciom żyjącym na skraju ubóstwa i często w drodze do lepszego świata. Przemierzając skrawek pustyni mieliśmy namiastkę doświadczenia uchodźców , z którymi nie chciałby nikt się zamienić. Przejeżdżając przez pustynne osiedla wyglądające jak wymarłe gdzie przed sklepami siedzieli jedynie mężczyźni a dzieci bawiły się w kurzu łatwiej można zrozumieć tęsknotę za czymś lepszym. W dobie kiedy można przez internet za pomocą telefonu zobaczyć inny świat bogaty, ciekawszy , kolorowy chce się emigrować. Nawet w mieście Tiaret liczącym 230 tyś mieszkańców, przechadzając się widać bezsens życia młodych ludzi. Nie ma kina, klubów jedynie kawiarnia z lat rewolucji w oparach papierosów jest miejscem do spotkań. Trzeba zobaczyć aby zrozumieć to co się teraz dzieje w Europie i dlaczego uchodźcy chcą tu przybyć. W tym wszystkim są dzieci i kobiety, którym nie pozostawiono wyboru i zmuszono do dalekiej podróży często kończąc żebrząc na ulicach Algieru czy Oranu. Czekając na możliwość ucieczki przez morze siedzą godzinami na chodnikach przy zaparkowanych samochodach jedząc tam i śpiąc.Nigdy nie uzbierają kilku tysięcy euro na dalszą podróż przez morze do Włoch. Pozostają marzenia bo nie ma odwrotu.