W Bejrucie, w dzielnicy Fanar przeprowadziliśmy warsztaty dla około 40 dzieciaków z Syrii i Iraku. Większość z nich straciła rodziców, bądź została od nich odseparowana na skutek wojny.

Z Polski zabraliśmy ze sobą kolorowe kredki, farby, plasteliny i inne rzeczy, potrzebne do stworzenia wizerunku swojego domu, takiego jak pamiętają go dzieci sprzed ucieczki…

Takie było właśnie zamierzenie, które przyświeca projektowi „Mój Dom”. Dzieci z wielkim zaangażowaniem pracowały nad swoimi rysunkami. Niektóre z nich nie miały dawno dostępu do kredek i nie miały możliwości tego typu zabawy. Ich prace przedstawiały ich rodzinne domy, ogrody, członków rodziny. Niektóre rysunki można interpretować w różny sposób, ale na większości pojawiały się obrazy pozytywne, pozbawione negatywnych obrazów. To tylko pokazuje fakt, że dzieci, nawet doświadczone przez wojnę, pragną pamiętać swój dom i rodzinę taką, jak sprzed tych tragicznych wydarzeń. Dzieci na całym świecie są takie same i marzą o tym samym – o spokoju i miłości. Miejmy nadzieję, że teraz, w Polsce, uda zorganizować się wystawę, na której te prace będziemy mogli pokazać. Drugim projektem było przekazanie dzieciom jednorazowych aparatów fotograficznych, które również zabraliśmy z Polski. Na początku przeszły podstawowe szkolenie, jak się nimi posługiwać, a już chwilę po tym, na ulicach Bejrutu dzieci szalały z nimi, robiąc zdjęcia i tym samym pokazując nam świat swoimi oczami.

Dla nas chrześcijan, Damaszek jest przede wszystkim miastem nawrócenia św. Pawła. Natomiast dla muzułmanów jest trzecim, po Mekce i Jerozolimie, miastem świętym, nazywanym „Rajem Arabów”. Czym jest Damaszek dla dzisiejszych chrześcijan? Zwłaszcza dla chrześcijańskich emigrantów Iraku? Miastem ucieczki przed śmiercią, prześladowaniem i biedą? Przystankiem na tułaczym szlaku w poszukiwaniu lepszej przyszłości w krajach zachodnich czy Ameryce? A może miejscem chwilowego bytowania, przeczekania i miejscem nadziei na powrót do opuszczonego na chwilę domu? Czy doczekają lepszej przyszłości i rozpalą w nich na nowo ogień? A jak wygląda życie dzieci wpisane w pajęczynę agresji i nienawiści dorosłych. Damaszek, ze wspaniałą starą dzielnicą, kryjącą w swoich wąskich uliczkach bogactwo zabudowy z epoki panowania osmańskiego i czasów mandatu francuskiego. Z majestatycznym meczetem Omajjadów, pałacem El Azem, bazarem i kościołami różnych wyznań, tradycji i obrządków. Stare domy, przepięknie zdobione mozaikami, z kolorowymi patio, z pełnymi czaru tarasami i fontannami, tworzą bajkowe ogrody. Ukryte są zazwyczaj za starymi drewnianymi drzwiami, niechętnie otwieranymi dla turystów. Podążając w kierunku znanego wszystkim turystom hotelu Św. Eliasza (Mar Elias), bo tu znajduje się wspomniany już franciszkański kościół Nawrócenia Św. Pawła ( Memorial St. Paul) docieramy do domu pielgrzyma. W świątyni godne uwagi malowidło ze sceną nawrócenia św. Pawła. Tego, który z prześladowcy chrześcijan stał się Apostołem Narodów. Za kościołem grota, upamiętniająca pobyt św. Pawła w tym miejscu. To przy niej, jako świętym miejscu chrześcijan, spotykają się na Mszy świętej pielgrzymi całego chrześcijańskiego świata. Grotę i świątynię nawiedził osobiście Jan Paweł II, podczas pielgrzymki do Syrii. Obok kościoła św. Pawła, jest tu jeszcze wiele innych świątyń chrześcijańskich różnych wyznań, rytów i obrządków. Często są to bardzo stare budowle, noszące na sobie ślady niezwykle burzliwej historii miasta, państwa i regionu. Obok miejscowych chrześcijan, od 2004 r. mieszka tu wielka rzesza chrześcijan z Iraku. Niektórzy szukają tu schronienia i sposobu na przetrwanie. Mieszkają przeważnie w dzielnicy Jaramena. Zwykle zbierają się na modlitwę w kościele Św. Teresy w Bab Touma i kościele obrządku chaldejskiego Gesu El Ama, w którym opiekę nad chrześcijanami uchodźcami z Iraku sprawuje ks. Jean Hayek. Kościółek, wciśnięty ciasno między kamienicami trudny jest do zauważenia dla nie wtajemniczonych. Aby zauważyć na nim krzyż, trzeba bardzo wysoko podnieść głowę. Wnętrze świątyni zdobią drewniane figury świętych przystrojone kolorowymi sztucznymi kwiatami. Msze święte odprawiane są w języku arabskim i aramejskim. Jest prawdziwym schronieniem dla uciekinierów z Iraku, głównie z Bagdadu. Po wojennej traumie w ojczystym kraju, tu mogą choć na chwilę zapomnieć o tym, co za nimi i w swoim aramejskim języku, wyrazić swoją chrześcijańską tożsamość i wiarę w Chrystusa.Żyją tu tak od lat. Ze smutkiem i nostalgią wspominają Irak. Tęsknią za utraconym domem. Dzisiaj jeszcze tak trudno im uwierzyć, że przyjdzie wreszcie czas, iż w Iraku zapanuje pokój, a oni wrócą do swoich domów. Są chrześcijanami, ale nie przestali być ludem Wschodu. Dobrze wiedzą, że wszystko ma swój kres i kiedyś nastąpi także kres wojny. Wtedy będzie można wrócić do domu. Nadziei sprzyja natura samego Kościoła, który mimo zmian, zachował coś z pierwotnej tradycji, kiedy był Kościołem wędrującym, Kościołem chrześcijańskich nomadów, nie raz przemierzającym ruchome granice geograficzne i historyczne Bliskiego Wschodu. W Damaszku jeszcze przed obecnie panującą wojną domową, uchodźcy iraccy przebywali w ubogiej dzielnicy Kashkool, przy kościele Melchickim św. Bazylego. Jest tam dom pielgrzyma i stołówka dla ubogich, prowadzona przez melchickie siostry zakonne. Gromadzą się tam całe rodziny chrześcijańskich uciekinierów. Paradoksalnie, z gościnności bizantyjskich melchitów korzystali asyryjscy chrześcijanie z Apostolskiego Kościoła Wschodu (nestorianie), syryjscy „jakobici” i katoliccy chaldejczycy, którzy w Iraku stanowili przeważającą większość chrześcijańskiej mniejszości. Dla dzieci stworzono warunki do nauki oraz dla najmniejszych place zabaw i opiekę sióstr zakonnych. W latach 2005 – 2006 przeszła największa fala emigracji z Iraku. Głównie do sąsiedniej Syrii i Jordanii. Uciekali Szyici prześladowani przez Sunnitów, Sunnici mordowani przez Szyitów, Kurdowie walczący o narodową wolność, ale głównie oni, chrześcijanie, obarczani winą za wszystko i przez wszystkich. Oskarżano ich za winnych amerykańskiej inwazji i za wejście pozostałych wojsk koalicji, za pomoc żołnierzom, zwłaszcza irackich tłumaczy w bazach wojskowych. Ponieważ państwa zachodniej koalicji postrzegane są na Bliskim Wschodzie za kraje tradycyjnie chrześcijańskie, muzułmanie uważają, że iraccy chrześcijanie są ich naturalnymi sprzymierzeńcami, swoistą „piątą kolumną” i dlatego muszą ponieść karę za zdradę swojego kraju.Prześladowania zaczęły się w dzielnicy Dora w Bagdadzie, historycznej dzielnicy chrześcijańskiej, gdzie mieszkało ich najwięcej, z dużą liczbą parafii i świątyń. Obecnie po większości z nich pozostały ruiny, zostały zniszczone przez fanatyczne ugrupowania muzułmańskie. To właśnie z tej części Bagdadu pochodzą zdjęcia, które obiegły cały świat, a które dokumentują dziejący się na naszych oczach dramat i agonię chrześcijaństwa w Iraku. Jego znakiem jest morderstwo dokonane na abpie Paulusie Faraj Rahhoi i wielu duchownych, wysadzane w powietrze świątynie i budynki kościelne w centrach irackiego chrześcijaństwa w Bagdadzie i Mosulu, oraz na terenie całego Iraku. Zbombardowane, zdewastowane i okradzione świątynie, a duchowni, zakonnicy i zakonnice wypędzeni ze świątyń, szkół i instytucji kościelnych. Największy dramat przeżywają dzieci i młodzież, którą napadano i torturowano. Napadano nawet na wracających z zajęć studentów pod pretekstem, że chrześcijańskie dziewczęta nie nakrywają głów hidżabem. Za brak hidżabu zginęła młoda chrześcijanka w Qarakosh, niedaleko Mosulu. Nie pomogły tłumaczenia ,że, jako chrześcijankę, nie obowiązuje ją nakaz zakrywanie twarzy i włosów, jak muzułmanki. Jednak w meczetach zaczęły się nawoływania do „świętej wojny” przeciwko „krzyżowcom”, nie ważne czy są to irakijscy autochtoni, czy Amerykanie. Aby łatwiej kontrolować tereny należące do chrześcijan i skutecznie wprowadzać tam zasady prawa islamskiego, w 2007 r. komórka Al Qaidy w Bagdadzie przeniosła się z dzielnicy Anbar do chrześcijańskiej dzielnicy Dora. Chrześcijańskich autochtonów, głównie Asyryjczyków zmuszono do płacenia jizya, rodzaju podatku nakładanego na chrześcijan i Żydów. Ów podatek obowiązywał od 630 do 1918 r., głównie za czasów imperium osmańskiego. Został oficjalnie zniesiony, wraz z upadkiem imperium i powstaniem arabskich republik na jego gruzach. Jednak szejk głównego meczetu w Dora osobiście wizytował każdą chrześcijańską rodzinę, zmuszając ją do płacenia podatku w wysokości 190 dolarów. Jeśli rodzinę nie było stać na taką sumę, zmuszano ją do przejścia na islam. W przeciwnym wypadku, musiała opuścić swój dom, który przejmowali muzułmanie. Pobierano też opłatę od chrześcijan za tak zwane ”łatwe wyjście” z dzielnicy Dora w wysokości 200 od osoby i 240 dolarów za samochód. Nagminnie dochodziło do porwań dzieci, by w ten sposób zmusić chrześcijan do opuszczenia Iraku. Okup, jakiego żądano były niemożliwy do zapłacenia przez biedniejsze rodziny, a sumy dochodziły do kilkudziesięciu tysięcy dolarów za uwolnienie dziecka.Całe rodziny uciekały z domów w popłochu tak, jak stali, bez bagażu, bez rodzinnych pamiątek a nawet bez dokumentów. Samochodami i tym, co kto miał, pod osłoną nocy. Całymi rodzinami uciekali ku granicy syryjskiej i jordańskiej. Ucieczki były również niebezpieczne. Na drogach grasowały bandy, które łupiły resztki dobytku i pieniędzy, zabijano uciekinierów, aby nie było świadków zbrodni. Niestety, trwa to do dziś. Bandyci nie oszczędzają nikogo, nawet duchownych. Dzieci są wyrywane rodzicom i jako karta przetargowa aby uzyskać za nie pieniądze. Trudno już o status uchodźcy. Jedynie można otrzymać wizę tymczasową i zostać legalnym emigrantem na okres 6 miesięcy. To samo uczyniła Syria w latach 2006 – 2010. Po upływie 6 miesięcy tracą ten status i stają się nielegalnymi emigrantami, a to wiąże się z ryzykiem aresztowania i deportacji z powrotem do Iraku. Żalą się, bo nie mają pozwolenia ani na podjęcie jakiejkolwiek legalnej pracy, ani na naukę swoich dzieci w syryjskich lub jordańskich szkołach. Nie przysługuje im też żadna pomoc medyczna ani socjalna. Ponieważ w tych krajach istnieją prywatne, i na ogół bardzo drogie szkoły, przy wielu parafiach powstały małe, przykościelne szkoły. W samym Damaszku siostry franciszkanki, Misjonarki Niepokalanego Serca Maryi utrzymują świetlice dla ubogich syryjskich i irackich dzieci. Razem z wolontariuszami prowadzą zajęcia szkolne, aby dzieci nie zostały pozbawione edukacji. Pracują także w Iraku, w miejscowości Qarakosch, wśród 60 tysięcznej rzeszy chrześcijan.Tragiczna historia uchodźców się powtórzyła. Tym razem to Syryjczycy potrzebują pomocy uciekając przed domową wojną. Kilka lat temu pomagali Irackim uchodźcom a teraz sami szukają schronienia w sąsiadujących państwach. Wielu uchodźców w pierwszym okresie wojny w Syrii zaczęło uciekać do Libanu, Jordanii i obozów w Turcji. Szczególnie zaczynają cierpieć Chrześcijanie, którzy znaleźli się między wewnętrznymi porachunkami Kurdów, Sunnitów, Szyitów i Alawitów. W wiadomościach podawane miasta jak Homs, Aleppo czy Damaszek w dalszym ciągu są na liście najczęściej ostrzeliwanych miast. Ale wiadomo również z rozmów prowadzonych z chrześcijańskimi uchodźcami wymieniane są miasta Al.- Qamishli i Hasalkak leżące przy granicy z Irakiem. W miastach tych mieszkało około 25 % chrześcijan. Znajdowało się na tym terenie sporo kościołów, które teraz są systematycznie niszczone a miejscowych chrześcijan się zastrasza. Sytuacja ta przypomina początki czystek religijnych, które miały miejsce w Iraku. Przykładem jest rodzina uchodźców z miasta Al.- Qamishli, która po otrzymywanych pogróżkach postanowiła uciekać z Syrii do tureckiego nadmorskiego miasta Mersin. Obecna sytuacja całych rodzin syryjskich jest bardzo trudna. Brak zatrudnienia (w Turcji) a przy tym ogromne koszta utrzymania rodziny doprowadza do życia w ubóstwie. W Mersin w klasztorze Kapucynów pracuje polski misjonarz brat Paweł Szymala , który już od jakiegoś czasu wspiera uchodźców przybywających do parafii i proszących o pomoc finansową i duchową. Pomoc uchodźcom jest bardzo trudna szczególnie gdy chodzi o dzieci ponieważ zorganizowanie im nauki w kraju, który jest przejściowym etapem w życiu ich rodziców, wymaga dokładnego rozeznania co jest najbardziej potrzebne. Czy nauka języka obecnego kraju czy języka docelowego państwa, o którym myślą ich rodzice. Jakkolwiek nie sądzić dzieci muszą się uczyć czy to w prywatnych szkołach stworzonych na ich potrzeby czy w państwowych. W Mersin przebywają dzieci syryjskie z rodzin chrześcijańskich i muzułmańskich. Mimo wielkich trudności i nowej sytuacji w której się znaleźli starają się zadbać o swoje dzieci. Jeśli dzieci uczęszczały do szkół w Syrii to ich rodzice zapewniają im dalszą naukę w Turcji jeśli nie chodziły do szkół a pracowały to tak samo rodzice ich traktują na uchodźctwie co powoduje pogłębiający się analfabetyzm. Dzieci na uchodźctwie mają przerwane dzieciństwo. Często przerwaną edukację z racji braku funduszy rodziców lub spowodowane ciężkimi warunkami bytu. Dzieci przestają mieć kontakt z pomocą medyczną, nie są kontrolowane przez lekarzy pediatrów ani przez stomatologów. Żyjąc w obozach dla uchodźców nie mają właściwych warunków do rozwoju. Narażone są na przemoc ze strony dorosłych. Wyżywienie jest również na granicy głodu.

poniżej prace dzieci uchodźców syryjskich przebywających w Libanie w obozach oraz w tymczasowych mieszkaniach – warsztaty przeprowadzone w listopadzie 2015 roku

na zdjęciach są też dzieci z Damaszku i z Jerycho ,które mają zajęcia z rysowania i z gotowania.