Szanowni nasi Darczyńcy przypominamy Państwu nasz artykuł z Iraku z 2009 roku ponieważ od 2012 roku mamy ponownie stały kontakt z S. Emanuelą i z S.Khalidą i dlatego postanowiliśmy objąć dzieci z Qarakosh projektem ” Pokój i Dobro”.Ze względu na możliwość przekazywania pieniędzy poprzez Kościół w Turcji i dzięki chrześcijańskim irackim rodzinom będących na emigracji w Turcji. Pieniądze będą przekazane przez FAW bezpośrednio na ręcę sióstr i braci zakonnych. Zapewne od wojny i od ostatniego wywiadu zmieniło się na lepsze w Qarakosh ale przybyło dzieci z rodzin chrześcijańskich , które w dalszym ciągu tułają się po obszarach irackiego Kurdystanu.( zdjęcie z 2012r.)
Tutaj brakuje wszystkiego, ale mamy nadzieję że znajdziemy pomoc i poprawimy sytuację chrześcijan w naszej wiosce , która od zawsze była wioską chrześcijańską”.
Rozmowa z siostrą Emanuelą , franciszkanką z Qarakosh
o chrześcijańskich uchodźcach z Iraku
Wywiad przeprowadzony w sierpniu w 2009 r. w Ammanie w Jordanii, z jedną z sióstr ze zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Misjonarek Niepokalanego Serca Maryi, zwanych popularnie „siostrami z Egiptu”. Zgromadzenie założonego przez Marię Katarzynę Troiani, posiadają 29 wspólnot we Włoszech i kilkadziesiąt domów w różnych krajach świata. Wśród nich 14 wspólnot w Egipcie, 8 w Ziemi Świętej i 7 w pozostałych krajach Bliskiego Wschodu, Jedną z nich jest wspólnota sióstr z Qarakosh w Iraku.
Anna Walczyk – Siostra jest Irakijką. Dokładnie, z jakiej miejscowości?
Siostra Emmanuela – Pochodzę z Qarakosh
AW – Jest to miasto czy wieś?
SE – To jest wieś, która stała się dużą osadą. Z powodu ostatniej wojny stała się schronieniem dla wielu chrześcijańskich uchodźców z całego Iraku, głównie z Bagdadu . Mamy tam zorganizowane osiem parafii , pracuje tam dwudziestu księży. Mieszkańcami są wyłącznie chrześcijanie chrześcijanie obrządku syryjskiego i chaldejskiego, głównie katolicy.
AW – ilu chrześcijan mieszka w Qarakosh?
SE- obecnie około 60 tysięcy, ale wciąż napływają nowi uchodźcy.
AW – Czy Siostra pracuje w Qarakosh?
SE – Pochodzę z Qarakosh, cała moja rodzina tam wciąż mieszka. Jestem Irakijką, siostrą franciszkanką ze zgromadzenia Misjonarek Niepokalanego Serca Maryi. Studiowałam na uniwersytecie „Babilonia” w Bagdadzie. Tam pracowałam siedem lat przy parafii w biednej dzielnicy ucząc katechizmu. Pracowałam również w Mansur w parafii chaldejskiej. Przez trzy lata pracowałam w Ziemi Świętej. Tutaj w Ammanie w Jordanii jest dom naszego zgromadzenia ale często jeżdżę do Qarakosh gdzie również pełnie posługę, i oczywiście, spędzam wolny czs z moją rodziną.
AW – Jak to się stało, że spotkałam siostrę w Damaszku a teraz rozmawiamy w Ammanie?
SE – To oczywiste. Wracałam z Qarakosh do Ammanu. Jedyną bezpieczną drogą z Iraku jest ta przez Syrię, czyli przez Damaszek. Podróż trwa 15 godzin, ale za to jest bezpieczna. To bardzo męcząca droga, zwłaszcza latem kiedy jest upał.
AW – Poznałyśmy się w Damaszku w kościele Św. Pawła , gdzie jest również dom pielgrzyma. To tam siostry zatrzymały się w drodze z Iraku do Ammanu. Rozmawiałyśmy o problemach chrześcijańskich uchodźców z Iraku, przebywających w Syrii. Czy może Siostra przybliżyć nam ten problem.
SE – Aby przyjechać do Syrii często ludzie muszą sprzedać swój dom wraz z całym dobytkiem. Potrzebują pieniędzy na opłacenie transportu i na pierwsze miesiące życia w Syrii. Na początku wielu uchodźców przybywało do Jordanii ponieważ Jordania dawała stały pobyt, ale to się zmieniło. Do tego życie w Jordanii jest bardzo drogie, droższe niż w Syrii. Dlatego mają większe szanse przeżycia w Syrii. W Syrii mieszkają po kilka rodzin w wynajmowanych domach. Nie mają pracy, ponieważ nie maja pozwolenia na pracę. Samym Syryjczykom jest o nią trudno, uchodźcom tym bardziej. Zwykle zostają tylko po to by otrzymać dokumenty i wyjechać do Ameryki, gdzie widzą szanse na lepsze życie. Niestety, czekają tak nawet po 3 i 4 lata. Pieniądze, które przywieźli ze sobą szybko się kończą a sami popadają w wielką biedę. Mimo to, wolą być w Syrii ponieważ mają pewność, że nikt ich nie zabije. Jak to miało miejsce w Iraku, szczególnie w Bagdadzie.
AW- Wczoraj w Ammanie, podczas mszy świętej w kościele pod wezwaniem Naszej Pani z Nazaretu, widziałam dużo wiernych z Iraku. Nie wyglądali na ubogich. Czy to znaczy, że w Ammanie, mimo wszystko, mają oni lepiej niż w Syrii?
SE – Ależ skądże. Nie mają lepiej, tylko często mają już część rodziny w Europie, która im trochę pomaga. Są też tacy, którym się powiodło w Jordanii bo pracują na czarno lub mieli więcej pieniędzy przywiezionych z Iraku. Mieszkają w Jordanii i czekają na lepsze czasy, żeby z powrotem wrócić do Iraku.
AW – W parafii pod wezwaniem Naszej Pani z Nazaretu ks. proboszcz Khali Jaar , którego poznałam wcześniej, bardzo pomaga uchodźcom. Wspomaga ich materialnie oraz przygotowuje paczki z żywnością. Czy ta pomoc jest kierowana do tych , którzy chcą wrócić do Iraku czy raczej do tych, którzy zdecydowali się na wyjazd do Europy lub Ameryki?
SE – Moim zdaniem to są ci, którzy chcą wrócić do Iraku. Nie mogą oficjalnie pracować w Jordanii, nie maja pieniędzy i dlatego przychodzą do kościoła po pomoc w postaci paczek z żywnością. Czekają na lepsze czasy.
AW – Czy teraz nie mogą wrócić do Iraku?
SE – Teraz jeszcze to nie jest możliwe ponieważ sytuacja polityczna nie daje gwarancji na zapanowanie pokoju w Iraku. Ale mówi się u nas na Bliskim Wschodzie, że wszystkie sprawy mają swój koniec. Kto wie? Widzę pewną poprawę podróżując do Iraku kilka razy w roku. Może nastanie pokój i zmieni się sytuacja chrześcijan?
AW – Wróćmy do Qarakosh, do miasteczka chrześcijańskiego. Jaką pracę tam siostry wykonują, czym siostra konkretnie się zajmuje?
SE – Jest wiele dzieci , którymi się zajmujemy. Teraz mieliśmy komunie świętą dla 200 dzieci a to była tylko pierwsza grupa. W sumie wszystkich dzieci przystępujących do komunii było 600. Mamy 10 szkół gimnazjalnych oraz liczne przedszkola. W Iraku nie ma prywatnych szkół, rząd wydaje pozwolenie na prowadzenie szkoły, ale nie martwi się już o nic więcej. W Qarakosh rząd nie udziela nam wsparcia finansowego, ponieważ wszyscy nauczyciele są chrześcijanami. Pracują zgodnie z oficjalnym programem nauczania, ale nie są przez obecny rząd wynagradzani. Kiedy my siostry musiałyśmy opuścić w pośpiechu nasz dom w Bagdadzie i przybyłyśmy do Qarakosh, powierzono nam zorganizowanie przedszkola. Po roku musiałyśmy przyjąć także starsze dzieci, ale nie miałyśmy miejsca. Siostra Przełożona zdecydowała, że dla tych starszych dzieci, za klasę szkolną będzie służył nasz garaż. Trzy lata temu miałyśmy 60 dzieci a teraz jest ich już 180. Wciąż przybywają uchodźcy z całego Iraku i powierzają nam pod opiekę swoje dzieci, oczywiście, żebyśmy je uczyły. Niestety wszystkich nie możemy przyjąć ponieważ nie mamy miejsca.
AW – Czego siostrom najbardziej brakuje?
SE – Szkoły, które były zbudowane za rządów Saddama Husajna zostały w czasie wojny doszczętnie zniszczone. Brakuje ławek, drzwi, okna są nieszczelne, nie ma ogrzewania. Wszystkiego brakuje dzieciom do nauki. Nie mają tornistrów, ani zeszytów, ani książek. Oczywiście, nie mają mundurków, bo rodziców nie stać na takie dodatkowe koszta.
AW – A czy są rozdawane posiłki dzieciom, na przykład obiady?
SE – Absolutnie nie. Nie ma na to pieniędzy. Kościół stara się zapewnić podstawowe potrzeby, takie, jak przybory do pisania.
AW- A czy w Qarakosh jest jakaś opieka medyczna dla dzieci?
SE- Mamy szpital w Qarakosh, ale tam są bardzo złe warunki. Wszystkie, urządzenie, całe wyposażenie jest bardzo stare. W gabinecie stomatologicznym nie ma kompletnych urządzeń, ani nawet wszystkich potrzebnych leków. Siostry Dominikanki budują teraz przychodnię lekarską. To dzięki sponsorom z Europy, mogą już zacząć prace budowlane.
AW – A czy dzieci w szkole mają podstawowe warunki higieniczne?
SE – Nie odwiedza ich żaden lekarz. Nie są badane okresowo chyba, że zachorują. Wtedy rodzice zabierają je do szpitala. Ale, jak powiedziałam wcześniej, szpital jest stary i brakuje wyposażenia. Proszę pamiętać ,że nasze szkoły to są zwykłe budynki, domy lub garaże zaadoptowane na potrzeby szkoły.
AW- Czy rząd iracki wspiera projekty sióstr, na przykład pomaga wyposażyć szkołę ?
SE – nie. Oczywiście, jak mówiłam wcześniej, dają pozwolenie na uczenie dzieci i nic więcej. Same musimy się troszczyć o to, skąd na to wszystko wziąć fundusze.
AW – Czy w tej sytuacji i ze względu na istniejące warunki, czy chrześcijanie nie mają takiej pokusy, by opuścić Qarakosh i wyemigrować ze swego kraju?
SE – Niektórzy tak myślą. Zwłaszcza młodzi, ale oni wyjeżdżają po to głównie, by zarobić p
ieniądze i pomóc rodzinie, która pozostaje w Qarakosh. My wszyscy jesteśmy bardzo związani z Qarakosz. Tam mówimy w swoim własnym języku aramejskim, a nie nie po arabsku. Tam mogą się uczyć w swoim języku i zachować swoją religijną i etniczną „asyryjską” tożsamość. Nasze zgromadzenie Sióstr Franciszkanek jest w Qarakosh od roku 2004 r. i widzimy że jest jeszcze bardzo dużo do zrobienie, szczególnie dla dzieci. Wiemy, że brakuje tu wszystkiego, podstawowych rzeczy, ale mamy nadzieję że znajdziemy pomoc i poprawimy sytuację w tej naszej wiosce, która od zawsze była wioską chrześcijańską.
AW – Mam nadzieję że moje następne spotkanie z siostrą będzie już w Qarakosh i będę mogła przyjechać z darami z Polski dla siostry podopiecznych. Dziękuję siostrze za rozmowę i Szczęść Boże.
SE – Również dziękuję bardzo za zainteresowanie i do zobaczenia w Qarakosh.