PRAWDA STOI WYŻEJ NIŻ PRAWO…..- tak mówi stare ludowe perskie przysłowie.
Kiedy pukałam do drzwi uchodźców w mieście Mersin we wschodnio południowej Turcji nie spodziewałam się, że ujrzę w nich hazarską rodzinę. To wielka rzadkość spotkać w Turcji uchodźców z Afganistanu a tym bardziej Hazarów. Ich tradycyjna ojczyzna znajduje się w centralnej części Afganistanu zwana Hazarajat. Wśród skalistych gór od czasów Dżyngis Chana zamieszkują tam Hazarowie wyznawcy islamu szyickiego.( w Afganistanie główną religią jest islam sunnicki) I właśnie z powodu że są szyitami doznają od czasów rządów Talibów liczne prześladowania ,dyskryminacja a nawet mówi się już o ludobójstwie tego narodu.
Do XIX wieku w Afganistanie było aż 67% Hazarów ale obecnie jak podają statystyki jest już ich zaledwie 10%, większość uciekła do Pakistanu i do Iranu. W Iranie gdzie główną religią jest szyizm i język perski ,używany również przez Hazarów, można by powiedzieć ,że powinno się im żyć wspaniale. Niestety Irańczycy traktują wszystkich przybyszów z Afganistanu jak drugą kategorię ludzi wykorzystywaną do gorszych prac bez możliwości uzyskania kiedykolwiek obywatelstwa. Dlatego Hazarowie wyruszają w dalszą drogę do Europy , Ameryki czy Kanady tam gdzie już mieszkają ich bracia i przyjaciele. Moja napotkana w Turcji rodzina hazarska przeszła taką samą drogę w poszukiwaniu szczęścia i pokoju. Rodzina składająca się z mamy , taty i małego chłopca o imieniu Dżelal zaprosiła mnie do pokoju urządzonego w stylu perskim z kilkoma dywanami na podłodze i poduszkami pod ścianami. Nasza nić sympatii nawiązała się bardzo szybko z racji mojej wcześniejszej znajomości narodu hazarskiego. Mieliśmy o czym rozmawiać. Ale szczególnie nasza rozmowa potoczyła się w kierunku ich oświadczenia ,że są od niedawna chrześcijanami. Moje zdumienie było tym większe, że nie przyjęli chrześcijaństwa aby łatwiej było wyjechać z Afganistanu czy z Iranu ale stało to się bardzo spontanicznie poprzez napotkanego innego Afgańczyka w Turcji. To on im opowiedział o wierze chrześcijańskiej i o tym jak on spotkał na swojej drodze Jezusa. Tym samym zasiał ziarenko ciekawości w głowie ojca rodziny. Przyjęcie chrześcijaństwa w Afganistanie lub w Iranie czy też w Pakistanie wiąże się z wydaniem na siebie wyroku śmierci lub ciągłego ukrywania się ze swoją wiarą. Ale w Turcji która jest kolebką chrześcijaństwa można lepiej zapoznać się z wiarą i tradycją różnych rytów. W Iranie często nowe kościoły przybywające z Ameryki za pieniądze starają się przekonać do wiary i tym samym do lepszego życia poza Iranem czy Afganistanem. Nasza rodzina hazarska bez niczyjej namowy czy nagabywania sama postanowiła przyjąć chrześcijaństwo. Na dowód swojego postanowienia pokazała stosowne dokumenty z kościoła ormiańskiego zaświadczające o chrzcie ( mama Dżelala jeszcze w czadorze na zdjęciu). I tak od 2009 roku są ochrzczeni i powoli poznają wiarę poprzez spotkania z bratem Pawłem w parafii katolickiej św. Antoniego w Mersin oraz starają się uczestniczyć w świętach religijnych.
Fundacja Anny Walczyk niesie finansową pomoc dla wszystkich potrzebujących w parafii św. Antoniego w Mersin. Obecnie wspieramy zimowe ferie- rekolekcje dla dzieci z parafii , do tego wyjazdu w góry Kapadocji zostały zaproszone również dzieci „naszych „ uchodźców. Mamy w planach dalsze spotkania polskich chrześcijan z parafianami a szczególnie z tymi rodzinami co niedawno przyjęły wiarę chrześcijańską.
27 grudnia 2012- Szanowni nasi Darczyńcy teraz kiedy mówi się już w Polsce głośno o pomocy dla uchodźców z Syrii , Państwo pospieszyli pierwsi z tą pomocą poprzez naszą Fundację. Nastąpiły już 2 transze z pomocą „szybką” a teraz będziemy kontynuować już w nowym roku nasze wsparcie. Poniżej jest wywiad z bratem Szymalą z parafii do której trafiły Państwa pieniądze. Mamy nadzieję ,że w Nowym Roku będziemy dalej wspierać te rodziny,które znalazły się w trudnej sytuacji.( kilka zdjęć -za nasze wsparcie finansowe zostały zakupione dalsze karty żywnościowe)
frg. maila z Mersin -ostatnie wieści ” Dziś mieliśmy Mikołaja u naszych dzieciaczków, więc nieco fotek się pojawiło.
Pierwszy funndusz (na paczki świąteczne) już w całości rozdysponowany. Wraz z Komitetem Kobiet naszej parafii zakupiliśmy 170 sztuk kart BIM po 25 lir każda co w sumie daje prawie 9 tys zlotych. Paczka dla rodziny z dziećmi to 6 kart (ponad 300 zl). W sumie pomogliśmy 34 rodzinom w parafii.
Nasze dzieci są bardzo zadowolone z przesłanych naklejek i zdjęć (parę fotek dołączam do tego listu). Niestety fotki są niskiej jakości, to tyle na co stać mój telefon, ponieważ drugi aparacik zawiesił się na dobre 🙁
Środkowy syn rodziny palestyńskiej przeszedł w ubiegłym tygodniu operację na nerkę. Poszerzano w niej przewody. Za parę tygodni będzie miał powtórkę ale już nieinwazyjną.”
Wywiad
Rozmowa z Bratem Pawłem Szymalą Kapucynem przebywającym od 5 lat w Turcji. Obecnie proboszcz parafii Św. Antoniego w Mersin. (ekskluzywny wywiad dla Fundacji Anna Walczyk- 2012 listopad)
1. Jestem pod ogromnym wrażeniem, że w Turcji w mieście Mersin na kościele katolickim jest ogromny krzyż i podobno nawet podświetlany. Przecież w Turcji to nie jest tak łatwo afiszować się z inną wiarą niż muzułmańska. Chociaż widzę, że Brat nie jest w habicie. Jak to jest dokładnie, co wolno a co nie?
Turcja jest krajem o bardzo bogatej historii, która sięga nawet parę tysięcy lat przed Chrystusem. W tak dużym przedziale czasowym w Azji Mniejszej budowała się przepiękna mozaika kulturowa, która po dziś dzień w ogromny sposób wpływa na bardzo zróżnicowane zachowania Turków. Sam fakt, że mieszkamy w demokratycznym państwie o nazwie Republika Turecka, która z konstytucyjnego założenia jest państwem laickim nie wystarczy, abyśmy już znali wzory zachowań naszych sąsiadów. Musimy pamiętać, że jest to państwo o bardzo młodej demokracji z 99 procentowym elektoratem odwołującym się do muzułmańskiej tradycji i z dynamicznie rozwijającą się gospodarką. Ponadto Turcja zaraz po Stanach Zjednoczonych jest najliczniejszym militarnie członkiem NATO. Te informacje nieco rozjaśniają kontekst w jakim żyjemy.
W traktatach pokojowych z Lozanny z 1923 roku Kościół Katolicki nie został uwzględniony jako mniejszość wyznaniowa choć jeszcze do lat sześćdziesiątych dwudziestego wieku liczba chrześcijan przekraczała 20% populacji z czego około 8% stanowili katolicy wschodnich obrządków plus łacinnicy. Dziś w około 70 tysięcznej mniejszości nie muzułmańskiej jakieś 20 tysięcy stanowią katolicy. Ta liczba jest szacunkowa, a nasze rozmieszczenie zależy od regionu Turcji. Dlatego zasadniczo na wybrzeżach Turcji i w dużych miastach jak Ankara możemy jeszcze spotkać żywe wspólnoty katolickie i czynne kościoły z czasów osmańskich. „Status Quo”, jaki zastali katolicy po pokoju w Lozannie pozwala na utrzymaniu w posiadaniu kościoła i kapłana w tych miejscach, gdzie były w 1923 roku. W przypadku baku duchownego dana wspólnota traci kościół. Jest on przerabiany na meczet muzeum lub przerabiany według potrzeb lokalnych i nie ma już możliwości na jego zwrot. Taki rozwój wydarzeń przeżyli katoliccy maronici z Mersin, którzy z braku kapłana utracili w latach 70-tych również własny kościół, a dziś służy on jako meczet choć nie było na niego potrzeby w danym miejscu. To wydarzenie pokazuje nam chrześcijanom żyjącym w Turcji, że póki tu jesteśmy musimy dbać o utrzymanie naszych świątyń. Bywa i tak, że wspólnota kilkunastoosobowa chrześcijan wraz z ich duszpasterzem w miesiącu co niedzielę sprawują Eucharystie w innym kościele, tylko po to, aby ich nie stracić. Komuś w Europie może wydawać się to absurdalnym zachowaniem widząc kościoły zamieniane w puby, kawiarnie czy dyskoteki. My nie możemy wybudować sobie kościoła tam gdzie jesteśmy, a tracąc go już do niego nie możemy wrócić. Dlatego staramy się pokazać nawet przez podświetlanie krzyża, że tu jest kościół z żywą wspólnotą, która jest tu już od początków chrześcijaństwa już ponad 2 tysiące lat. Nie możemy zakładać szkół katolickich ani kształcić duchowieństwa tylko dlatego, że nie jesteśmy uznawani przez państwo jako wspólnota wyznaniowa. Czyli jesteśmy tu tak, jakby nas nie było; mamy bardzo dobre relacje przyjacielskie z muzułmanami i władzami lokalnymi ale decyzje urzędowe nas nie zauważają. Jesteśmy tak małą i nie groźną wspólnotą, że dla niektórych mieszkańców podświetlony krzyż w nocy czy głos dzwonu z wieży kościelnej jest jedynym znakiem naszej obecności.
W habicie nie mogę pokazać się na ulicy, ponieważ jest on strojem duchownym, zastrzeżonym przez uchwałę konstytucyjną. Jest to prawo powszechne obejmujące wszystkich zarówno muzułmanów jak i chrześcijan i w przypadku jego nieprzestrzegania grożą konsekwencje karne. Dlatego na ulicy brat kapucyn jest mile widziany w brązowym „krawacie”. Jednak trudno jest do końca odpowiedzieć mi, co wolno a co nie katolikom, ponieważ tacy obywatele w Turcji rzekomo nie istnieją, a prawo nie można stosować do „niebytu”. Dlatego naszym fundamentalnym problemem jest to, że nie jesteśmy uznawani przez państwo jako wspólnota wyznaniowa.
2. Czy różni się ta część Turcji jak Mersin, Antakya od reszty jak Ankara czy też Istambuł. Mam wrażenie, że będąc w Mersin jakbym była w Bejrucie czy w Aleppo.
Jeszcze do 1938 roku najbardziej wysunięta na południe część Turcji należała do Syrii i posługiwano się tu językiem arabskim. Po ponad 70 latach od przyłączenia do Turcji prawie nie widać już różnic kulturowych. Czasami bywa to tylko optycznym złudzeniem. Rzeczywiście język arabski, mimo że nie jest językiem wykładanym w szkołach jest wciąż obecny w życiu codziennym tutejszej ludności. Oprócz różnic kulturowych pomiędzy wielkim miastami jak Stambuł czy Ankara istotne znaczenie ma również cieplejszy klimat tego zakątka kraju. Już wiosną tego roku przekonaliśmy się o tym widząc przybyszów z miasta Van, którzy pozbawieni dachu nad głową po trzęsieniu ziemi szukali tu dla siebie nowego lokum. W okresie, kiedy nie stać kogoś nawet na ogrzanie domu w Mersinie ten problem nie będzie zbyt dokuczliwy nawet zimową porą.
W ostatnim czasie na skutek wojny domowej w Syrii mamy tu rzesze uchodźców z tego kraju. Tuż przy samej granicy syryjskiej w obozach dla uchodźców przebywa obecnie ponad 150 tys. ludzi. Są to osoby, które liczą na powrót do Syrii po zakończonym konflikcie. Jednak są i tacy, którzy chyba intuicyjnie wyczuwają, że w nowej rzeczywistości syryjskiej nie łatwo będzie im się odnaleźć. Tę grupę uchodźców tworzą głównie Alewici i chrześcijanie. Ci ostatni, mimo iż nie opowiedzieli się po żadnej ze stron konfliktu szantażowani czy zastraszani a już niejednokrotnie już nawet celem ataków. Dlatego Antiochia Iskenderun czy Mersin są dla nich przysłowiowymi miastami ucieczki. Niektórzy mają tu jeszcze swoich krewnych, ale już na pewno możliwość posługiwania się językiem arabskim jest tu kluczowym argumentem.
3.A jaka jest sytuacja chrześcijan obecnie w tym rejonie Turcji? Czy można ją porównać do sytuacji we wschodnim rejonie bardziej kurdyjskim.
Południowa część Turcji ze względu na obecność turystów i dostęp do morza jest bardziej otwarta na inne kultury i religie niż inne części kraju. We wschodniej części Anatolii chrześcijanie żyją już w innej rzeczywistości i tam przeważa tendencja do tworzenia małych dość hermetycznych enklaw, gdzie czujemy się bezpieczniej ze względu na ciągły konflikt z separatystycznymi Kurdami. Jako chrześcijanie nie stanowimy żadnego zagrożenia dla jakiejkolwiek grypy etnicznej czy wyznaniowej. Jest nas tak mało, że trudno nas nawet zauważyć. Nasze kościoły są zasadniczo otwarte na tych, którzy chcą się w nich pomodlić czy też z ciekawości zobaczyć co jest w środku lub w jaki sposób się modlimy. Taka otwartość niweluje napięcia wyrastające z niewiedzy czy też prowokacyjnych zachowań różnych grup mający na celu wyeksponowanie siebie na forum opinii publicznej w kraju lub nawet w świecie. Niestety za otwartość i transparentność zdarza się zapłacić bardzo wysoką cenę. Przykładem tego są zabójstwa ks. Andrea Santoro w 2007 roku w Trabzonie i bp. Luigi Padovese w Iskenderun w 2010 roku. Po takich incydentach zawsze wraca na forum pytanie czy warto i za jaką cenę byś tolerancyjnymi, wyrozumiałymi i wybaczającymi chrześcijanami. Niektórzy nie wytrzymując takiego napięcia psychicznego przestają uczęszczać nawet na nabożeństwa nie mówiąc już o przysyłaniu dzieci na katechizacje. Są i tacy, którzy widząc nadarzającą się okazję wyjeżdżają do innych krajów. Nie jest to coś powszechnego, jednak takie tendencje są, co zresztą pokazuję statystyki naszej parafii, która na tle rozrastającego się miasta systematycznie się kurczy. Na ok. 300 osób, które przychodzą do kościoła drugie tyle pozostaje jedynie wymienione w księgach parafialnych. I choć na terenie kraju jesteśmy jedną z najliczniejszych wspólnot katolickich złożonych z miejscowych chrześcijan to taki stan w najbliższym czasie trudno nam będzie utrzymać.
4. Czy zawsze tak było? Słyszałam że dawno temu w Turcji w tym rejonie mieszkało bardzo dużo różnych wyznawców począwszy od Alewitów, Druzów, różne ryty chrześcijan a kończąc na Żydach.
Turcja to ogromny kraj i przez swoje położenie geograficzne gościł na swoim terenie różne kultury i narody. Wystarczy otworzyć Dzieje Apostolskie i uważnie prześledzić losy św. Paweł z Tarsu, bardzo światłego Żyda, który po swoim nawróceniu dał podwaliny doktrynalne całemu chrześcijaństwu. Głosząc po synagogach Chrystusa zmartwychwstałego zakładał lub pomagał w zakładaniu wspólnot judeochrześcijańskich czy też chrześcijańskich pochodzenia hellenistycznego. To pokazuje o obecności i Żydów i chrześcijan na tym terenie. Listy św. Pawła adresowane do Galatów, Efezjan, czy Kolosan przedstawia nam już mapę rozmieszczenia pierwszych wspólnot. W pierwszych wiekach wykrystalizowały się na terenie Anatolii dwa ośrodki myśli chrześcijańskiej w Antiochii i w Konstantynopolu. Tu istniały potężne grupy eremickie i monastyczne św. Bazylego. Ojcowie Kościoła a wśród nich Ojcowie Kapadoccy w pierwszych siedmiu soborach powszechnych nadali całemu chrześcijaństwu doktrynalne struktury funkcjonujące do dnia dzisiejszego. To obrazuje siłę chrześcijan, którzy zamieszkiwali tutejszą ziemię, a dziś z upływem czasu można ją nazwać Ziemię Świętą Kościoła. Z tego bogactwa Kościoła wyrosły różne ryty i tradycje chrześcijańskie. Do dnia dzisiejszego w naszej parafii mamy katolików obrządku maronickiego, ormiańskiego, chaldejskiego, syryjskiego, greckiego i łacińskiego. Wcześniej każdy z tych obrządków miał swój własny kościół dzidzie była sprawowana liturgia w swoim własnym rycie.
Wraz z przyjściem islamu pojawili się Alewici i Druzowie. Ich wierzenia można powiedzieć, że są w pewnym sensie drogą pośrednią pomiędzy chrześcijaństwem a islamem. Do dnia dzisiejszego jedynie Alewici z 20 procentowym odsetkiem w populacji mają znaczenie na politycznej arenie kraju.
5. Czy obecne wsparcie dla miejscowych chrześcijan jest potrzebne? Przecież Turcja to nowoczesny kraj i bliski Europie.
Jak już wspomniałem wcześniej jesteśmy nieliczną wspólnotą z bardzo bogatą tradycją. Ta tradycja to spuścizna, której porzucenie będzie stratą dla wszystkich chrześcijan na świecie, bo tu są nasze chrześcijańskie korzenie. W czasach osmańskich Kościół był ceniony za swoją działalność edukacyjną w Turcji. Dziś nie mamy na taką działalność pozwolenia, a jedynie potężne budynki świecące pustkami. Trudno jest dać w wynajem muzułmaninowi obiekt, który jego pobratymcom kojarzy się kościołem, bo nie będzie miał z niego korzyści. Gdyby nie pomoc z zewnątrz wszystko obróciłoby się w ruinę. Dla dociekliwych powiem, że nie możemy sprzedać tych obiektów lub przeprowadzić gruntowny remont nawet, jeśli nie są to budynki sakralne czy o wartości historycznej, ponieważ nasze prawo do ich własności z czasów osmańskich nie jest tu honorowane.
Oprócz utrzymania struktur nasza parafia stara się wspierać migrantów i uchodźców z sąsiednich państw. Nie jest to pomoc spektakularna, z wielkimi środkami. W ramach tzw. Samopomocy parafialnej organizujemy najpotrzebniejsze rzeczy do ubrania się, umeblowania domu i zaspokojenia głodu. Jeśli wystarczają na to środki pomagamy rodzicom w wyprawkach szkolnych ich dzieci a czasem opłacamy dodatkowe kursy edukacyjne dzieciom z najuboższych rodzin.
6.Nasza Fundacja postanowiła przyjechać i dać, chociaż takie małe wsparcie dla miejscowych chrześcijan i uchodźców z Syrii gdzie obecnie panuje wojenny chaos a nawet mówi się już o wojnie domowej.
Nasza parafia pomaga zasadniczo około 30 ubogim rodzinom. W chwili obecnej mamy 3 rodziny Syrii, jedną z Palestyny, dwie z Afganistanu i kilka pojedynczych osób z innych krajów zgłaszających się po doraźną pomoc. Dlatego pomoc 10 tys. złotych, jakie Fundacja Anny Walczyk w ostatnim czasie nam przekazała jest bardzo dużą pomocą w naszym charytatywnym zaangażowaniu. Stanowi bowiem ona połowę naszego pakietu pomocowego na okres świąt Bożego Narodzenia.
7. Proszę przybliżyć sytuację duchową i materialną tych uchodźców, których odwiedzamy wspólnie i staramy się ich wesprzeć.
Chyba nikt z nas Mie chciałby zapakować swojego dobytku do kilku walizek i ruszyć przed siebie w nieznane. Rodziny, które były lepiej usytuowane przyjeżdżają nawet swoimi autami, ale nie wiedzą, czy po wojnie zastaną swój dom w stanie nadającym się do użytku. Wyjeżdżali w pośpiechu zabierając najpotrzebniejsze rzeczy i oszczędności, które mieli pod ręką. Wcześniej byli zastraszani lub wprost atakowani a ich podminowane domy przeradzały się w schrony dla rebeliantów. Siły rządowe nie atakowały chrześcijan, ale jeśli pojawili się tam rebelianci to siłą rzeczy albo rakiety wojskowe albo wycofujący się rebelianci zostawiali po sobie gruzowisko. Takie przykłady wprost pokazują, że chrześcijanom bardzo trudno będzie powrócić do normalnej rzeczywistości w „nowej” Syrii.
Głównym problemem naszych uchodźców jest odnalezienie się w nowej rzeczywistości i zabezpieczenie swojej egzystencji. Państwo daje im możliwość zameldowania się i oczekiwania na azyl polityczny, czy też wizę do jednego z bogatszych państw świata. Nie mają jednak możliwości na podjęcie stałej pracy, nawet osoby wykwalifikowane i znające języki. Ich oszczędności wcześniej czy późnie się kończą i pozostają niejednokrotnie sami bez środków do życia w obcym kraju, bez nadziei na powrót do swojej ojczyzny. Podjęcie podrzędnej pracy dla osoby wykwalifikowane, która miała dobre stanowisko w Syrii jest potężnym ciosem psychicznym. Teraz zaczynają żyć z dnia na dzień, bez pracy i bez nadziei na wyjazd do rodziny w Ameryce, bo wizy na zaproszenia rodzinne już nie są wydawane.
Rodzina palestyńska przybyła do nas z Syrii. Nie mają oni szczęścia do znalezienia spokojnego miejsca na ziemi. Przechodząc przez zieloną granicę stracili większość swojego majątku. Mają pięcioro dzieci w przedziale od 17 do 1 roku życia. W tych dniach udali się do Ankary starając się o azyl polityczny, nadal oczekują. 13 letni syn wczoraj poddany został operacji na nerkę w państwowym szpitalu. Jest to rodzina bez żadnych ubezpieczeń społecznych i środków do życia. Poza drobnymi pieniędzmi, które ojciec zarabia dorywczo jako elektryk, nie mają dosłownie nic.
Rodzina afgańska jest nieco bardziej zaradna i przedsiębiorcza. Oni jednaj oczekują na wizy już od 4 lat. Znają lepiej turecki i organizują się w większe grupy etniczne. Nie mają wystarczająco środków do życia, bo zarobione dorywczo pieniądze oddają na potrzeby swojej większej rodziny i z tego budżetu wspólnie próbują zaradzić biedzie. Dłuższy pobyt w Turcji wyrobił w nich zmysł adaptacji i kreatywności, co przekłada się na ich bardziej pozytywne podejście do rzeczywistości.
Te wszystkie rodziny w mniejszy lub w większy sposób potrzebują przede wszystkim wsparcia psychicznego i duchowego. Znaleźli się w nowej dla nich rzeczywistości, której nigdy sobie nie planowali. Teraz muszą się tu jakoś odnaleźć a ktoś przyjaźnie nastawiony daje i poczucie pewnego bezpieczeństwa. Z pomocą materialną należy być tu bardzo delikatnymi. Te rodziny potrzebują jej, ale musi być ona udzielona w sposób nieuwłaczający ich godności. Dlatego pierwszym naszym zadaniem jest zapoznanie się z nimi, z ich problemami i przyjacielskie wsparcie na miarę naszych możliwości.
8. A jak przygotowania do świąt Bożego Narodzenia, proszę czytelnikom w Polsce opisać jak w Mersin chrześcijanie świętują.
Na pierwszy rzut oka święta wyglądają podobnie jak w Polsce. Nawet dekoracje wielkich marketów są bardzo świąteczne i choć to chwyt marketingowy na Nowy Rok, zawsze można czuć się jakoś w bożonarodzeniowym nastroju. W kościele jest i żłóbek i choinka i mnóstwo lampek. Poprzez dekoracje chcemy nasycić się atmosferą świąt, bo już samo świętowanie jest nieco inne. Nie wszystkie rodziny mogą wspólnie przeżywać święta, bo jest to normalny dzień pracujący lub było by to niemile widziane wśród sąsiadów. Dlatego w parafii organizujemy coś na wzór wieczerzy wigilijnej i zapraszamy parafian do wspólnego świętowania. Po wspólnej kolacji w kościele przy wtórze chóru parafialnego sprawujemy pasterkę. Po czym składamy sobie życzenia bożonarodzeniowe. Nie mam tu ani tak pięknych kolęd ani opłatka jak w Polsce, ale przy naszych skromnych możliwościach staramy się nie zatracić religijnego charakteru świąt.
9. Słyszałam, że Brat organizuje rekolekcje zimowe „na śniegu” w Kapadocji. A gdzie tym razem też do Kapadocji?
W Mersin dzieci widzą śnieg tylko na obrazkach, w telewizorze lun z odległości około 40 kilometrów na szczytach gór Taurus. W ubiegłym roku w czasie przerwy międzysemestralnej udało nam się zabrać dzieci do Kapadocji na „śnieg”. Kapadocja ze względu na wyżynne położenie (około 1000 – 1200 m n p m) daje możliwość na śnieżną zabawę. Niektóre kilkunastoletnie dzieci nie wiedziały nawet jak się zachować na w tak białym środowisku zimowym. Próbowały na początku połykać i smakować płatki śnieżne, a po chwili same kąpały się w śnieżnych zaspach jak ryby w wodzie. Po takim baraszkowaniu dzieciaki chętnie uczestniczą w Eucharystii i wspólnych modlitwach. Przy okazji zwiedzamy kościoły podziemne Kapadocji, co jest ucztą dla oczu i dla chrześcijańskiego ducha. Już w średniowieczu „Biblia Pauperum” była formą ewangelizacji, dlaczego więc dziś nie miałaby spełniać podobnej funkcji. Dzieci mogą przybliżyć sobie też bogactwo i tradycję kultury chrześcijańskiej, która, na co dzień jest marginalizowana lub wręcz negowana w ich środowisku. To pewna forma promocji oraz motywacji do angażowania się w życie wspólnoty parafialnej.
10. FAW chciałoby bardzo, aby w wakacje zorganizować spotkanie grupy polskiej młodzieży zaangażowanej w życie chrześcijańskie z Brata młodymi parafianami. Czy Brat myśli, że to jest potrzebne?
To świetny pomysł, który jeśli udałoby się przeprowadzić ubogaciłby zarówno turecką jak i polską młodzież. Dla naszych parafian każda forma zainteresowania się ich obecnością jest potężnym impulsem do trwania w wierze dawania świadectwa naszej tożsamości. Chyba nie trzeba dużo mówić, że samo przyznanie się do tego, że jesteśmy chrześcijanami jest tu odważna postawą a czasami i heroiczną. Jeśli ktoś przyjeżdża tu dlatego, że my tu jesteśmy, modlimy się w tych samych miejscach co nasi przodkowie już 2 tys. lat wcześniej i my możemy pomóc im zrozumieć jak i gdzie powstawało Pismo święte, które czytamy podczas liturgii to jest to dla nas wszystkich wielka korzyść. Z praktycznego punktu widzenia taka wizyta grupy zainteresowanej chrześcijanami daje nam pewność racji bytu w miejscach gdzie żyli pierwsi chrześcijanie. Umacnia w nas przekonanie, że jesteśmy tu potrzebni oraz zabezpiecza korzenie, miejsca naszej chrześcijańskiej tradycji przed całkowitym zniszczeniem. Tego rodzaju promocja chrześcijaństwa jest tu niezbędna a dla polskiej młodzieży może być bardzo wartościowa.
Rozmowę przeprowadziła Prezes Fundacji Anna Walczyk podczas pobytu w Mersin gdzie Fundacja wspiera pomocą materialną miejscowych chrześcijan oraz uchodźców z Syrii, Afganistanu i Iraku. /
Wspaniałe zdjęcia otrzymaliśmy z miasta Mersin w Turcji gdzie pomagamy chrześcijanom oraz uchodźcom z Syrii, Afganistanu i Iranu. Zdjęcia są z parafii Św. Antoniego gdzie pracują bracia Kapucyni.
FAW otrzymało piekne życzenia od wielu naszych Darczyńców i od ośrodków z którymi współpracujemy. Od Studia Clara gdzie robilismy dla małych dzieci filmy rysunkowe w wersji arabskiej , otrzymaliśmy wspaniały obrazek, który idealnie przedstawia naszą pracę z dziećmi z całego świata.