W 2014 roku FAW udało się do Kurdystanu z pomocą humanitarną zawożąc 1,5 tony ubrań i kocy oraz przekazaliśmy miejscowym duchownym Dominikanom i Franciszkankom kilkanaście tysięcy euro. Wszystko to mogło sie wydarzyć jedynie dzieki Państwa ofiarności. Zbieraliśmy na rodziny chrześcijańskie i jezydzkich, które najbardziej ucierpiały w wyniku zbrodni dokonanych przez Daesh .W 2015 i 2016 również wspieraliśmy ludzi na terenie Kurdystanu potrzebujących podstawowych rzeczy jak leki czy pożywienie np. mleko dla dzieci. Ten rok 2017 jest bardzo trudny dla prześladowanych przez Daesh i inne grupy terrorystyczne. Chcielibyśmy Państwu przedstawić wywiad biskupa Rabbana, którego mieliśmy zaszczyt poznać w Dohuk a w tym roku spotkaliśmy się w siedzibie KRG w Warszawie. Ta rozmowa wyjaśnia obecną sytuację ale i historię chrześcijan na Niniwie i w całym Iraku.
Rzeczpospolita: W diecezji księdza biskupa w irackim Kurdystanie schroniło się tysiące uciekinierów z Mosulu i okolic zajętych dwa i pół rok temu przez tzw. Państwo Islamskie. Większość z nich to chrześcijanie. Co opowiadali o dżihadystach, którzy zdobyli drugie co do wielkości miasto Iraku i wprowadzili tam swoje radykalne rządy?
Rabban al-Qas: Mimo tragedii, która ich spotkała, większość uważa, że mieli szczęście. Przeżyli. W przeciwieństwie do tysięcy jazydów, których stracono albo czyniono z nich niewolników. Chrześcijanie zostali postawieni przed wyborem – albo zostawiają cały dobytek i uchodzą z życiem, albo zostają i płacą podatek. Bo jeżeli zostaną i się nie podporządkują – zginą. Jako biskup uważam, że to był dar Boży. Bóg dał im szansę, by zachowali życie kosztem pozostawienia materialnego bogactwa. Bóg ochronił ich przed okrucieństwem i śmiercią.
Trwa próba odbicia Mosulu z rąk tzw. Państwa Islamskiego. Jeżeli się powiedzie, chrześcijanie będą mogli wrócić do swoich domów?
Do Mosulu nie wrócą, ponieważ ludzie, którzy byli najbliższymi sąsiadami, znajomymi, sprzedali ich. Wskazywali dżihadystom – to są chrześcijanie! Ci sąsiedzi zabierali potem to, co zostało w domu. W ten sposób są częścią zbrodni. Dlatego nie sposób sobie wyobrazić powrotu. Inaczej jest z mniejszymi miejscowościami, które były chrześcijańskie lub w przeważającej części chrześcijańskie. Tam nie było arabskich muzułmańskich sąsiadów, którzy wskazywali dżihadystom chrześcijan.
Czyli nie będzie żadnej sprawiedliwości? Jak ktoś zabrał, to już jego?
Wilk jest wilkiem i pozostanie wilkiem. Przestraszona owca już nie wróci. Boi się, że nawet jeżeli wilk teraz się przebierze, to kiedyś jednak pokaże zęby. Że wszystko się powtórzy, w innym kostiumie, pod nową nazwą. Raz jest Al-Kaida, raz Państwo Islamskie, a później pojawi się coś innego. Ci ludzie są na tyle przestraszeni, że nie myślą o powrocie do Mosulu. Nie mają zaufania.
Jeżeli wszyscy chrześcijanie dadzą się tak zastraszyć, to niedługo w ogóle nie będzie wyznawców Chrystusa na Bliskim Wschodzie, w kolebce chrześcijaństwa.
W roku 1967 był kongres muzułmański, nie pamiętam gdzie, ale jednym z jego postanowień było wypędzenie chrześcijan z Bliskiego Wschodu. I w wielu krajach regionu zaczęły się nagonki, naciski. Dziesiątki tysięcy chrześcijan wyjeżdżało na Zachód, do Ameryki i Europy. Nadzieja jest w Kurdystanie. Jeżeli oprócz bezpieczeństwa, które już jest, będą i inwestycje, jeżeli polepszy się sytuacja gospodarcza, to da się odbudować chrześcijańskie wioski w okolicach Mosulu. Chrześcijanie, którzy są na Zachodzie, raczej nie wrócą, ale może ich dzieci, wnuki będą czuły więź z tymi terenami.
Mosul leży jednak poza granicami irackiego autonomicznego Kurdystanu.
Mamy nadzieję, że Kurdystan będzie niepodległym państwem, a tereny w okolicach Mosulu są sporne. Gdyby doszło do plebiscytu, chrześcijanie poparliby przyłączenie tych terenów do Kurdystanu.
Rozumiem, że ksiądz biskup mówi to jako Kurd, bo z tego, co mi wiadomo, Kościół nie popiera niepodległego Kurdystanu?
To jest życzenie irackich chrześcijan. Oni już w latach 60. ubiegłego wieku, gdy pojawiały się problemy, ruszali z Bagdadu na północ, w regiony kurdyjskie.
Jak się żyło chrześcijanom w Iraku, zanim pojawiło się tzw. Państwo Islamskie (Daesz), a nie było już dyktatora Saddama Husajna?
W zasadzie od 2003 roku, kiedy reżim Saddama Husajna został obalony, w całym Iraku nie było silnego rządu, sytuacja była trudna. Chrześcijanie, których tysiące od dawna mieszkały w różnych regionach Iraku, byli prześladowani wszędzie poza Kurdystanem.
Czyli za Saddama ich los był lepszy niż po jego obaleniu? To potwierdza tezę, że jak jest dyktator, to chrześcijanie na Bliskim Wschodzie są bezpieczniejsi…
To prawda, sytuacja była stabilna, był rząd, był pewien porządek. I jeżeli chrześcijanie nie byli związani z opozycją czy z partyzantką, mogli normalnie żyć. Po obaleniu Saddama, gdy przyszli Amerykanie, system się zawalił, pojawiły się organizacje paramilitarne związane z partiami. Zaczęły zmuszać chrześcijan do ucieczki. To się działo od 2003 roku, a więc dużo wcześniej, zanim pojawił się Daesz. Problemy były w Bagdadzie, Mosulu, gdzie wysadzano kościoły. Gdy w 2014 roku dżihadyści zajęli Mosul, było tam już tylko 500 chrześcijańskich rodzin. Bo wcześniej dochodziło do zamachów, uprowadzono i zabito arcybiskupa.
Al-Kaida i tzw. Państwo Islamskie to radykałowie sunniccy. Po obaleniu Saddama, sunnity, władzę przejęli szyici, stanowiący większość w Iraku. Czy radykałów szyickich da się porównać do tych sunnickich – do dżihadystów?
Niechęć do innych wyznań wywołali przede wszystkim Bracia Muzułmanie, którzy pielęgnowali radykalizm, a także salafici, wahabici, a to wszystko są sunnici. Szyici mają inny grzech: nie są patriotami irackimi, nie są przywiązani do swojego kraju, lecz do Iranu. Realizują politykę Teheranu, która jest kompletnie wbrew interesom Irakijczyków. Na dodatek przez tyle lat od obalenia Saddama nie potrafili zbudować systemu – Irak jest w stanie rozpadu, przeżerany przez korupcję.
Czy szyici też dają chrześcijanom alternatywę: albo uciekacie, zostawiając majątek, albo zostajecie i płacicie podatek religijny, albo nie płacicie i giniecie?
Gdy Abu Bakr al-Bagdadi, przywódca Daeszu, przybył do Mosulu i ogłaszał powstanie kalifatu, słuchało go z entuzjazmem i oklaskiwało 2 miliony sunnitów. Z chęcią się podporządkowali rozkazom. To było dla nich naturalne, że przyjmują taką ideologię, ona im pasuje. A szyci mogą kraść, wymuszać łapówki, służyć komuś innemu niż Irak, ale nie mordują chrześcijan i innych innowierców tak jak sunnici. Zanim pojawił się Daesz, w sunnickim Mosulu zamordowano pięciu księży.
Przed Daesz duże wpływy miała tam Al-Kaida. To byli dawni oficerowie i działacze partii Baas Saddama Husajna. Dokonywali zamachów, przeprowadzali antychrześcijańskie akcje.
Mówimy tu, że szyici są łagodniejsi od sunnitów. Ale niedawno kilku chrześcijan i jazydów zostało zamordowanych przez szyitów dlatego, że handlowali w swoich sklepach alkoholem. W parlamencie w Bagdadzie głosi się, że to zakazane. Nie pozwalają nam na to, co dopuszcza nasza religia, czyli na picie alkoholu. Choć to szyici piją więcej. A ile alkoholu przemyca się do szyickiego Iranu!
Ilu było chrześcijan w irackim Kurdystanie, zanim przyszli nowi, ci wygnani z Mosulu?
W prowincji Dohuk, w mojej diecezji, były 3 tysiące chrześcijan, od 2014 roku przyjechało 7 tysięcy chrześcijańskich rodzin.
Kto im pomaga?
Rząd Kurdystanu budował wcześniej setki domów w chrześcijańskich wioskach, część była niezamieszkana. Tam ich głównie osiedliliśmy. Te domy powstawały w czasie, gdy ministrem był Sarkis Aghadżan, chrześcijanin.
Ksiądz wychował się w patriotycznej rodzinie kurdyjskiej?
Nie patrzę na to, czy jestem Kurdem czy nie. Przychodzę do każdego domu, chrześcijańskiego, muzułmańskiego, jazydzkiego. Gdy zatrzymuje mnie muzułmanin i mówi, że mu coś dolega, błogosławię krzyżem, jak chrześcijanina. Pukam do domu i mówię, że jestem głodny, nie interesuje mnie, czy to dom muzułmański czy chrześcijański, po prostu przychodzę na obiad. Dzwonią do mnie z okazji różnych uroczystości przedstawiciele różnych wyznań. Prowadzę też szkołę, do której trafiają dzieci w wieku 11–12 lat. Program zakłada, że żyjemy razem, współpracujemy, szkoła jest otwarta na wszystkie religie. Jestem święcie przekonany, że ci, którzy się u mnie uczą, są przyszłością Kurdystanu, oni będą mieli władzę, będą działać razem niezależnie od narodowości i wyznania.
To jakaś wyjątkowa szkoła?
Pierwsza w irackim Kurdystanie, w której wszystkie przedmioty są wykładane po angielsku. Absolwenci idą po niej na najlepsze uniwersytety. Oprócz kurdyjskiego, arabskiego i angielskiego uczymy też francuskiego oraz aramejskiego, języka Chrystusa. Sam wykładam ten język. Fanatyzm bierze się z braku kontaktu z odmiennymi ludźmi. Gdy dzieci różnych wyznań i narodowości uczą się razem, czują się braćmi. Kurdystan jest unikatem na Bliskim Wschodzie. Muzułmanin może tu przejść na chrześcijaństwo. W innych krajach islamskich można za to skończyć ze ściętą głową. W Kurdystanie są nawet księża, którzy mają na imię Mohamed czy Ahmed.
W jakich granicach ma być wymarzony przez księdza biskupa niepodległy Kurdystan?
Chcemy uwolnić się od ludzi, którzy chcą nas zawrócić do czasów Mahometa. Takich, co zamykają oczy, gdy rozmawiają z kobietą. Mówimy o Kurdystanie irackim, bo inne części Kurdystanu nie są na tym etapie, żeby mówić o ich niepodległości.
Ks. Rabban al-Qas jest chaldejskim biskupem diecezji Zacho i Amadija w irackim Kurdystanie. Kościół chaldejski jest jednym ze katolickich Kościołów wschodu.