Wszystkim matkom OrmiankomMilczenie jest często sposobem na zapomnienie i wydarcie z siebie tragicznych chwil życia. Ale czasem trzeba przywrócić historię aby świat nie zapomniał. Teraz ich wnuczki mają głos i w imieniu swoich poniżanych i męczonych babć zabierają głos. W ten sposób występują w obronie wielu kobiet , których pozbawiono podstawowych praw człowieka. To dopiero pierwsza historia , którą udostępniamy Państwu.

Moja historia będzie może krótka, bez szczegółów, ale wzięta z rzeczywistości. Są setki takich tragicznych historii. Jeśli chcecie, zbiorę dla was pewne statystyki z syryjskiegio regionu Afrin graniczącego z Turcją, który dał schronienie wielu Ormianom z Aleppo.

Moja historia rodzinna

Kiedy zagłębię się w moją pamięć, słyszę głos mojej babci (Naward?, Navard?). Twoja ręka jest moim posłaniem co noc. W niej zamykam moje oczy, a ona wydaje ostatnie tchnienie w kwiecie wieku po tym, jak zasmakowała niedoli mając 13 lat, gdy straciła młodszego brata, a jej ojciec został zabity na jej oczach. Trzymając za rękę matkę przechodziła granicę dolinami i miejscami trudno dostępnymi, aby przejść tureckie ziemie po pietrzących się trupach będących mostem dla jej małych stóp uciekających przed wszelką przemocą w kierunku Syrii.

Po ciężkim pobiciu, którego doświadczyła jej matka na jej oczach, otworzyła oczy leżąc na ziemi między dzikimi krzewami, nie mając świadomości tego, co się z nią stało, a jej pamięć zaczęła wracać ukryta między drzewami… Słyszała sapanie i ostry kaszel. Drżała ze strachu nie wiedząc, że to jej matka (Chadżo? Chadżu?), która nie była w stanie iść wskutek strachu, zmęczenia i pobicia… Krwawiła obficie, a w jej ciele nie było miejsca, które nie krzyczałoby z bólu. Chroniąc swoją córkę upadła na nią, kiedy Turcy próbowali uprowadzić ją wraz z konwojem kobiet, by sprzedać, zabić i zgwałcić je na syryjskiej pustyni. Jedne zmarły, a inne zostały zgwałcone. Zginęły z głodu, z pragnienia, z opresji, ze strachu. Jak surowe jest życie. Udręczyli ją przez zabójstwo jej męża, utratę syna, a być może zabójstwo synka, którego wiek nie przekraczał 5 lat. Naward, spragniona i zmęczona, upadła na stopy zmęczonej matki jęcząc, nie będąc w stanie krzyczeć… Matka nie była w stanie nic powiedzieć. Otworzyła oczy ze zdumienia, że nadal z córką są żywe po tym, jak uznała, że wszystko już jest stracone. Wróciła im pamięć, że w środku nocy zgubiły się między granicami. Ich zmęczone stopy zaczęły osuwać się ze szczytu, aż upadły tracąc przytomność na syryjskiej ziemi.

Był zimny poranek, jak chłód twarzy umarłych pozostający w ich pamięci. Chadżo wraz z córką skierowały się do najbliższej wsi. Wokół nich zebrał się tłum prostych ludzi, których prosiły o chleb i wodę. Ich życie zmieniło się z ucieczki w stawianie czoła nowemu środowisku, zwyczajom i obyczajom. Zaczęły wracać do życia. Większość Ormian, którzy uciekli, zapłacili jakąś cenę – każdy zgodnie ze swoją pozycją i na różne sposoby…

Wiele Ormianek sprzedało swoje ciała, aby móc cokolwiek zjeść lub znaleźć schronienie w jakiejś zagrodzie dla bydła. Inne, które nie miały nikogo lub miały szczęście, wychodziły za mąż za starców, by służyć im, i by wylewali na nie czarę swojej ukrytej, męskiej nienawiści. Setki wyszły za mąż za muzułmanów, zmuszone ukrywać swoją chrześcijańską wiarę, tylko po to, by żyć w pokoju.

Pozostali przy życiu mężczyźni i rodziny, którym udało się uciec, osiedli w kilku wielkich, zrujnowanych domach, wyremontowanych przez nich, gdzie pozostali trudniąc się profesjami, których nie znał ten graniczny region.

Wśród nich byli tacy, co znali się na sprzedawaniu kobiecych ciał, by żyć, ustabilizować się i zebrać trochę pieniędzy, udając się po latach lub miesiącach w stronę Aleppo, by tam ponownie zacząć się stabilizować. Wśród nich byli też tacy, którzy zostawili swoje rodziny na śmierć. Inni z kolei osiedlili się w regionie żeniąc się z miejscowymi kobietami z lęku o swoją religię. Są setki takich historii, o których było głośno w tym regionie.

Naward była słabej budowy, kiedy dał jej wraz z chorą matką schronienie starzec, aby nabrały sił i udały się do Aleppo. Po około dwóch tygodniach Chadżo jeszcze bardziej się pochorowała. Zdjęła wówczas z szyi naszyjnik i dała swojej córce jako zabezpieczenie dla staruszków, którzy dali im schronienie. Potem wydała ostatnie tchnienie żegnając Naward i pozostawiając ją słabą sierotą, zniszczoną psychicznie. Starzec pochował Chadżo, a Naward została sama. Po trzech miesiącach wydał ją za mąż za swojego syna, Huri (Hori?), który miał 17 lat. Pozostawiła po sobie 3 synów i 3 córki. Uzgodniła ze swoim mężem, czyli moim dziadkiem, że synom imiona nada on, a córkom – ona. Córki dostały następujące imiona: Chadżo, imię jej matki, Asmat (Esmet?) ku czci Błogosławionej Dziewicy Maryi oraz Chat.

Jeden z synów to mój dziadek, ojciec mojego ojca…

Małżeństwo w tak wczesnym wieku było katastrofą dla ciała i psychiki Naward, dlatego zmarła ona w kwiecie wieku po tym, jak jej pierworodny syn ożenił się, a jej dwie córki wyszły za mąż. Haylam (Hilam?) miała ponad 35 lat jeszcze w 1935 r., kiedy umarła, by zamknąć swoją historię, jak setki kobiet ormiańskich, które żyły w ciszy, a ich szept słyszał tylko Bóg w środku nocy, kiedy krzyczały w ciszy. Ich łzy widziały tylko poduszki. Gdybym mogła opisać więcej, gdybym mogła przekazać mojej matce to, na co zasłużyła moja babcia, rozerwałabym wszystkie groby, aby przywrócić im część ich praw. Gdybym mogła wyciągnąć rękę ku jej pięknej, pełnej twarzy i wytrzeć łzy, mogłaby spać spokojnie…

Wszystkim matkom Ormiankom, i tym, które cierpiały, jak moja babcia – wszelka cześć i szacunek, i przeprosiny …

Piękna wiosna powiała zefirkami pieszcząc policzki dzieci po ostrej zimie, rozprzestrzeniając się, by połknąć równinę wraz z jej śniegami i obfitymi deszczami.

Miesiące zmęczyły się poszukiwaniem między górskimi szlakami i dolinami, by młodzieniec o imieniu Jakob zebrał drewno na opał i resztki drewna dla swojej żony będącej w ciąży z ich pierwszym dzieckiem.

Przyszedł do domu zmęczony i wyczerpany zimnem, po wielogodzinnym marszu, tylko po to, by ujrzeć twarz swej pięknej żony i dorzucić dwa drewna do gasnącego kominka. Płomienie buchają, a jego ręka głaszcze brzuch ciężarnej żony, która uśmiecha się zmieszana i spieszy przygotować mu jedzenie.

Dom prosty, pełen miłości i ciepła – pomimo ostatnich dni srogiej zimy 1914 r. – szczęśliwy i przekonany o tym, co się robi i w co wierzy. W oczekiwaniu na dziecko z miłością.

Pewnej zimowej ciemnej nocy jego żona urodziła dziewczynkę podobną do pięknej twarzy swej matki. Dziewczynka stała się drogim, trzecim gościem, a dla swojego ojca radością. Przez pierwsze miesiące swojego życia dodała nowy rok do życia swych młodych i szczęśliwych rodziców.

Nastała wiosna 1915 r. Córka nie miała jeszcze sześciu miesięcy, kiedy jej ojciec krzyknął po strzale, która przebiła mu pierś. Jego duch zaczął gasnąć, a wraz z nim płomień miłości w jego sercu, zostawiając za sobą swą córkę i żonę. Zdążył jeszcze dać żonie znać palcami, by uciekała z nią, aby wojska osmańskie nie przyłączyły ich do kolumny nagich kobiet przeznaczonych na gwałt, bicie i wymordowanie na syryjskiej pustyni. Wyszeptał jej do ucha: “Kocham Was bardzo”, pogłaskał jej małą twarz, która zalała się łzami, i powiedział cicho: “Maryjo, chroń ją”.

Kobieta zalała się łzami, Jakob wydał swoje ostatnie tchnienie. Rozpoczęła swoją długa ucieczkę niosąc córkę, wyczerpana, między dolinami i górami, uciekając przed zabiciem i wszelkiego rodzaju tyranią i gwałtem, by chronić dziecko i spełnić ostatnie życzeniem swojego męża – uchronić życie ich córki. Chroniła się w gęstwinie dębów przed deszczem i gorącem. Była głodna i przerażona, wspominając rękę męża, który dokładał do kominka drewno, a jej oczy tonęły we łzach. Zwiotczałą od głodu piersią karmiła dziecko, by uspokoić je i uśpić. Były tam dziesiątki rozproszonych rodzin ormiańskich, przechodzących granice w strachu i ciszy, by upokorzyć się za kęs chleba lub łyk wody. Ona była wśród nich, gdy wojsko zwróciło na nich uwagę, a oni uciekali. Żołnierze zaczęli strzelać na oślep do nich. Biedna, zrozumiała, że musi deptać po trupach swoich przyjaciół i bliskich, którzy padli wokół niej, by przejść po nich jak po moście – te kilka metrów, które dzieliły ją od syryjskich ziem.

Kiedy przekroczyła granicę, dostała zawrotów głowy. Klęknęła z uśmiechem, że ocaliła swoją jedyną córkę. Przed świtem osłabła ze zmęczenia. Położyła się na chwilę na ziemi. Ostatnimi siłami wyciągnęła rękę i poczuła pot na piersi. Zapłakała z bólu, kiedy zobaczyła strup krwi na ubranku córki, przekonana, że została ranna. Nie wiedziała, że kula przebiła jej pierś od tyłu, i że dziecko zostanie samo na tej dzikiej pustyni. Położyła się kładąc swą głowę u stóp małej i mamrocząc: “Jakob, dotrzymałam przysięgi danej Tobie i ustrzegłam naszej córki aż do ostatniego mojego tchnienia”, po czym zamknęła w bólu oczy.

Krzyk małej, głodnej, jej płacz, bicie małymi piąstkami w twarz swej matki rozstającej się z życiem, otwieranie szczelin w ubraniu w poszukiwaniu piersi, by nakarmić się – to wszystko przyciągnęło uwagę prostych wieśniaków, którzy ujrzeli ten przerażający widok. Dziewczynka w wieku nie przekraczającym siedmiu miesięcy, to płacząca, to próbująca nakarmić się z piersi swej matki, która umiera otwierając swe ramiona na Boga, by połączył jej ducha z duchem jej męża, Jakoba. Obserwując ocalone dziecko nie wiedzieli, że jedynym powodem tego, co się stało, jest ignorancja umysłów nie wierzących w człowieczeństwo.

A jedyną winą matki i córki było to, że należały do wspólnoty ormiańskiej.

Starzec zabrał dziecko, by wychować ją wraz ze swymi. Stała się jego kolejną córką i panią, która doświadczyła wszelkiego rodzaju ucisku, cierpienia, zmian sprzecznych z jej wolą, pogwałcenia wolności religijnej i człowieczeństwa, stając się kolejną martwą opowieścią między Ormiankami, ofiarami tej strasznej rzezi.